Awans, który dał mi prawdziwe szczęście
Jestem Siostra Maria Magdalena Goral. Do Zgromadzeniu Sióstr Uczennic Boskiego Mistrza wstąpiłam w wieku 28 lat. Obecnie jestem na etapie formacji Junioratu.
Decyzja o wstąpieniu do Zgromadzenia nastąpiła dosyć szybko, kiedy tylko odkryłam, że Bóg naprawdę mnie wzywa do życia zakonnego. Jeżeli jednak chodzi o rozpoznanie woli Bożej to potrzebowałam zdecydowanie więcej czasu.
Po ukończeniu studiów w roku 2004 rozpoczęłam podróż w poszukiwaniu własnego szczęścia, czyli wymarzonej pracy, własnego miejsca w świeci i społeczeństwie. Życie towarzyskie kwitło, a ja niestrudzenie zdobywałam kolejne kwalifikacje i robiłam różne kursy niezbędne w poszukiwaniu coraz to wspanialszej pracy, która przyniosłaby mi zadowolenie i spełnienie zarówno materialne jak i zawodowe. Zdobywałam nowe doświadczenia pracując w różnych branżach, zawiązywały się nowe relacje zawodowe i towarzyskie. Tak moje życie przebiegało przez 3 lata. Był to jednak czas, w którym zaniedbałam moje życie duchowe i do dziś dziękuję Panu Bogu za to, że pozwolił mi to odkryć i zrozumieć.
Był to okres świąt Wielkanocnych, kiedy zaczęłam odczuwać w moim sercu ogromną pustkę, potrzebę ciszy i samotności, czułam się rozdarta wewnętrznie. To wszystko pozwoliło mi zrozumieć, że tak się wciągnęłam w przysłowiowy „wyścig szczurów”, do którego zmusza dzisiejszy świat, że w moim życiu nie zostawiłam miejsca dla Boga. Czułam, że potrzebuję jakieś pomocy, oderwania się od tego modelu życia, spotkania z ludźmi na innej płaszczyźnie niż zawodowej czy towarzyskiej. Zaczęłam szukać czegoś w internecie i tak oto natrafiłam na ogłoszenie o dniu skupienia organizowanym przez Zgromadzenie Sióstr Uczennic Boskiego Mistrza, które miało się odbyć dosłownie zaraz po świętach. Była to jedyna propozycja organizowana w najbliższym czasie w Lublinie, skąd pochodzę, więc moja decyzja była natychmiastowa. Szybko napisałam e-maila, w którym wyraziłam moją chęć uczestnictwa. Tak oto rozpoczęła się moja bliższa znajomość ze Zgromadzeniem i Rodziną Świętego Pawła. Regularnie uczestniczyłam również i w kolejnych spotkaniach, a owocem tych dni skupienia było pragnienie pogłębiania znajomości Pisma Świętego, które z czasem stało się moją codzienną lekturą rozważaną przed wyjściem do pracy. Moje życie zaczęło nabierać innych kolorów. Uczyłam się zapraszać Jezusa do mojego życia. Stopniowo zaczęłam odkrywać, że ta pustka, którą odczuwałam w moim sercu była spowodowana brakiem otwartości na działanie Boże oraz że cała ta pogoń za tym wszystkim, do czego zachęca dzisiejszy świat, nie daje prawdziwego szczęścia.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam historię życia ks. Jakuba Alberionego moje serce zaczęło bić mocniej. Jego osobowość i wielkie ideały podbiły moje serce. Historia i misja Rodziny Świętego Pawła zafascynowała mnie do tego stopnia, że zaczęłam się interesować i szukać materiałów, aby dowiedzieć się czegoś więcej na temat osoby bł. ks. Jakuba Alberionego. Na własnym przykładzie doświadczyłam, jak życie zaczyna się zmieniać, kiedy zaprosi się do niego Jezusa. Tak więc ks. Alberione stał mi się bardzo bliski poprzez to, że czuł się powołany do tego, by zanieść Jezusa ludziom tego wieku, w którym żył. Ja również nosiłam głęboko w sercu pragnienie, aby przybliżać Boga ludziom, z którymi na co dzień przebywałam, a którzy byli daleko od Kościoła. Priorytetowym punktem mojego codziennego programu stała się dla mnie Eucharystia i Adoracja Najświętszego Sakramentu. Trwanie w Bożej obecności napełniało moje serce ogromną miłością i niezwykłym pokojem, a jednocześnie czułam wewnętrzną potrzebę kontynuowania poszukiwań mojego miejsca w świecie. W tymże celu pojechałam na rekolekcje, których treści miały być właśnie ukierunkowane na temat miejsca kobiety we współczesnym świecie. Pamiętam, że bardzo mocno uderzyły mnie słowa, iż nie można całego życia spędzić na poszukiwaniu własnego miejsca, ale trzeba się zdecydować i wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Poczułam wtedy, że te słowa są skierowane właśnie do mnie. Zrozumiałam, że czas najwyższy zakończyć tą błędnie rozpoczętą podróż w poszukiwaniu własnego szczęścia. Życie nie polega tylko na zadowoleniu oraz na spełnieniu materialnym i zawodowym. Ważne jest, aby odkrywać nieustannie wolę Bożą i według niej postępować.
Po powrocie z rekolekcji stopniowo wzrastało we mnie pragnienie, aby powrócić do sióstr i spędzić z nimi trochę więcej czasu na rozeznaniu oraz przemyśleniu wszystkich tych treści, które mi nie dawały spokoju. Tygodniowy urlop spędzony w Zgromadzeniu, był dla mnie bardzo owocny. Miałam więcej czasu na modlitwę i Adorację Najświętszego Sakramentu. Mogłam również przyjrzeć się z bliska życiu codziennemu sióstr i włączyć się w ich apostolstwo. Zasmakowałam życia wspólnotowego, które było dla mnie całkowitą nowością. Najpiękniejszym jednak doświadczeniem była dla mnie nocna Adoracja Najświętszego Sakramentu. Życie codzienne sióstr wydawało mi się takie proste, a jednocześnie niezwykłe. Czułam się z nimi bardzo dobrze i żal mi było wyjeżdżać.
Po powrocie do pracy czekała na mnie niespodzianka. Została mi złożona propozycja zmiany stanowiska z możliwością kilku dniowego przemyślenia. Od razu pomyślałam sobie, że to może być odpowiedź na wszystkie moje wątpliwości. W końcu awans to całkiem niezła propozycja i możliwość na pewną stabilizację w życiu, przynajmniej co do stałej pracy. Jednak ta myśl nie dawała mi wewnętrznego pokoju i wtedy odkryłam, że wola Boża jest zupełnie inna od mojej. Jezus pomógł mi, abym przejrzała i zrozumiała, że moje życiowe miejsce jest gdzie indziej. Ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich całkowicie zrezygnowałam z pracy i zdecydowałam się wstąpić do Zgromadzenia.
Dziś mogę powiedzieć, że w szkole Jezusa Mistrza odnalazłam moją prawdziwą tożsamość. Szczęście, którego szukałam znalazłam przy boku Jezusa, który jest dla mnie Drogą, Prawdą i Życiem. Otrzymałam awans, o jakim w życiu nie marzyłam; awans, na jaki w żaden sposób sobie nie zasłużyłam. Zrozumiałam, że to co daje prawdziwe szczęście to jest poczucie, że należę do Boga i że moja wartość nie zależy od tego co robię, jaką pracę wykonuję, ale moje życie nabiera prawdziwego sensu tylko wtedy, gdy pozwalam prowadzić się Bogu. Boski Mistrz stał się moją jedyną miłością. Dzisiaj nie wyobrażam już sobie mojego życia bez codziennej Eucharystii i wieczystej adoracji mojego Mistrza i Pana, dla którego zostawiłam wszystko. Doświadczenie miłości Bożej nieustannie budzi we mnie pragnienie, aby to Jezus Mistrz, mój jedyny Oblubieniec wzrastał w moim umyśle, w mojej woli i w moim sercu, abym umocniona Jego miłością i napełniona Jego obecnością mogła zanieść Go tym, do których każdego dnia posyła mnie Bóg. I tak oto jednocząc się ze św. Pawłem mogę dziś wyznać, że: „dzięki łasce Bożej jednak jestem tym, kim jestem” (1Kor 15,10).
Tak pokrótce wygląda moja historia poszukiwania szczęścia i miejsca w świecie, którą pragnęłam się podzielić, z nadzieją, że może ona pomóc czytelnikom w odkrywaniu śladów Boga w ich życiu i w odnalezieniu powołania, do jakiego zostali stworzeni.
S. M. Magdalena