Nazywam się siostra Maria Izabela. Niedawno, a dokładnie 18.05.2014 r., dane mi było złożyć śluby wieczyste w Zgromadzeniu Sióstr Uczennic Boskiego Mistrza i tym samym po raz kolejny odpowiedzieć na wezwanie , które Pan skierował do mnie już wiele lat temu. Wydarzenie to miało miejsce w mojej rodzinnej parafii, a więc w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło. Nie wszystko jednak w moim życiu było jasne od razu (tak zresztą jest również teraz), ale Pan stopniowo zapalał światło, ukazując kolejny do przebycia odcinek drogi. Nierzadko posługując się ludźmi, których stawiał w odpowiednim miejscu i czasie. Nieraz wymagało to ode mnie pozostawienia moich planów i marzeń, aby pozwolić się poprowadzi Jemu, gdyż ma dla mnie lepszy plan na życie.
Ale od początku…urodziłam się i wychowałam w małym miasteczku. Tam też miałam możliwość poznać Siostry Uczennice, które jeszcze wtedy mieszkały i pracowały w mojej parafii. Po raz pierwszy zetknęłam się z nimi na lekcji religii w zerówce, która ze względu na ówczesną sytuację odbywała się w salce katechetycznej przy kościele. W praktyce wyglądało to tak, że do przedszkola przychodziła po nas siostra i zabierała nas na katechezę. To co pamiętam z tamtego czasu, to atmosfera radosnej i pełnej prostoty twórczości, jaką siostra wnosiła swoją osobą podczas lekcji religii. Z czasem zaczęłam, wraz z moimi znajomymi, pomagać siostrom w zakrystii, w przygotowaniu potrzebnych rzeczy do Mszy Świętej, w sprzątaniu kościoła itp. Jakoś tak ciągnęło mnie do tych prostych prac wykonywanych w kościele, szczególnie przed większymi uroczystościami:, kiedy mogliśmy przygotowywać dekoracje na Boże Narodzenie czy też Wielkanoc. Były także wspólne wyprawy na rowerach latem, spędzanie wolnego czasu razem z Siostrami.
Bardzo ważnym momentem dla mnie, było zaproszenie nas na spotkania Przyjaciół Boskiego Mistrza, jakie odbywały się każdego miesiąca u Sióstr w domu. Dodam tylko, że w tamtym czasie nie było w mojej parafii żadnej grupy formacyjnej, więc zaczęłam bardzo chętnie uczestniczyć w tych spotkaniach. Tam dane mi było uczestniczyć w adoracji Najświętszego Sakramentu, rozważaniu Słowa Bożego, czy też wspólnego czytania ważniejszych dokumentów Kościoła. Była to więc comiesięczna formacja, ale także możliwość dzielenia się tym jak przeżywamy naszą wiarę. Co roku również wspólnie wyjeżdżaliśmy do Częstochowy na rekolekcje dla Przyjaciół z całej Polski. Z czasem moje koleżanki zabrały mnie na rekolekcje dla dziewcząt jakie Siostry organizowały w czasie ferii zimowych. Tam też po raz pierwszy w drugiej klasie liceum dotarło do mnie zaproszenie, aby pójść za Jezusem i Jemu poświęcić swoje życie. Było to w roku 2000, kiedy Kościół przeżywał swój Jubileusz]. Także dla mnie był to rok szczególnego działania Pana Boga, który bardzo konkretnie mi pokazywał, że “moc w słabości się doskonali i że wystarczy mi Jego łaski”. To zaproszenie jednak, aby pójść za Nim nie mieściło się w moim wyobrażeniu na temat powołania, czy życia zakonnego jakie ówcześnie miałam. Zresztą wydawało mi się, że Pan Bóg musi posługiwać się lepszymi narzędziami w dziele zbawienia niż moja skromna, pełna wad i nieśmiałości osoba. Do tego jeszcze bardzo mocno pragnęłam zostać lekarzem i po zdanej maturze iść na medycynę. Więc jakoś nie bardzo umiałam to moje marzenie pogodzić z życiem zakonnym. Efekt był taki, że raczej oddaliłam się od Kościoła w tym czasie. Na wszelki wypadek też trzymałam się z daleka od Sióstr i w sumie im bardziej się starałam, tym częściej je spotykałam, nie rzadko w miejscach najmniej spodziewanych. Jakoś tak ciągle wychodziło… że stawały na mojej drodze, ciągle przypominając o delikatnym zaproszeniu, które Jezus do mnie skierował podczas rekolekcji, a które próbowałam w sobie zagłuszyć.
Przyszedł jednak w końcu moment decyzji. A ponieważ ciągle to pragnienie pójścia za Jezusem nie dawało mi spokoju, postanowiłam przed rozpoczęciem ostatniej klasy liceum, udać się na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy, aby to wszystko przemyśleć i przemodlić. Wędrowałam z takim pytaniem: jeśli tak, to gdzie? W jakim Zgromadzeniu? Bo znałam przecież tylko Siostry pracujące u mnie w parafii. I w sumie pośród wielu Sióstr, które wtedy miałam możliwość poznać i zobaczyć, ciągle ciągnęło mnie do Uczennic. Ta ich prostota i radość życia poświeconego Jezusowi, którego adorują każdego dnia. No i szczególna modlitwa za tych, którzy głoszą Słowo Boże poprzez środki społecznego przekazu, a także za ich odbiorców. To mnie pociągało najbardziej. Miałam możliwość być również w innych kaplicach zakonnych, lecz w żadnej nie czułam się jak u siebie, nie były to moje miejsca, o czym mogłam się przekonać zaraz po wejściu. Moje miejsce jest tutaj, odczułam kiedy znowu przed studniówką, uczestniczyłam w rekolekcjach zimowych na Grabówce. I co zaskakujące, podjęłam decyzję o wstąpieniu do Zgromadzenia zaraz po maturze. Jak dziś patrzę na ten moment z perspektywy czasu, była to najbardziej zdecydowana i szalona decyzja w moim życiu. Ja wtedy wiedziałam, że albo wstąpię do Zgromadzenia i rozpocznę moją formację, albo pójdę na studia i rozpocznie się całkiem nowy etap w moim życiu, ale czegoś w nim będzie brakować. Wybrałam ten pierwszy wariant, choć pewne marzenia o zostaniu lekarzem musiałam zostawić. Przekonałam się jednak bardzo szybko, że Pan Bóg nie odbiera nam naszych marzeń, ale realizuje je w sobie wiadomy sposób i w czasie jaki do tego wybiera. Pokazuje mi również moje nowe możliwości, odkrywa talenty, a wszystko to jeśli tylko pozwolę Mu się poprowadzić.
I tak trwa już prawie od trzynastu lat moja wędrówka za Panem, najbardziej zaskakująca przygoda jaka mogła mnie w życiu spotkać. Nie wszystko rozumiem, nie wszystko mogę zobaczyć od razu, Pan stopniowo oświeca, abym mogła wciąż postępować naprzód… Często posługując się ludźmi, których stawia na mojej drodze, aby do mnie dotrzeć i aby coś mi pokazać. Ważne, abym nie bała się zaryzykować, że mogę coś stracić, bo im więcej daję, tym więcej wraca do mnie, choć w czasie i formie nieprzewidzianej:).
Chciałabym również życzyć, tej odrobiny szaleństwa wszystkim tym, którzy odczuwają w sobie wezwanie Jezusa, aby pójść za Nim, aby nie bali się zaryzykować i stracić swego życia dla Niego, bo naprawdę warto.
S. M. Izabela